poniedziałek, 30 maja 2016

12 Kroków AA, Krok Piąty "Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów"


Pixabay


Więc jakiś czas temu mieliśmy krok czwarty a więc swoisty rachunek sumienia. Krok ten i krok piąty jest dla osób które mają już jakiś czas abstynencji. Oczywiście kroki realizuje się po kolei. Przyszedł czas by od teorii przejść do praktyki.

Tu większość ludzi się wykłada. Nie mam na myśli anonimowych alkoholików a ludzi w ogóle. Większość z nas myśli że aby zmienić swoje życie wystarczy przeczytać kilka mądrych książek i zaliczyć jakiś kurs. Cóż, nie ma tak!
Świadome życie, rozwój osobisty i duchowy, droga do marzeń, bycie zwyczajnie szczęśliwym i spełnionym to nagroda niebywała! Ale delikatnie mówiąc trzeba się nieźle na orać żeby osiągnąć taki stan.

Czy to kamieniołomy? Nie! Generalnie zasad na spełnione życie jest kilka/kilkanaście. Problem polega na wyjściu ze strefy komfortu, na wyjściu z ciepłego gniazdka. Wyznanie swoich błędów to jedno z takich wyjść! Rzecz nie koniecznie miła ale niezbędna. Jeżeli chcesz się rozwijać to tak czy siak potrzebujesz na ten krok wejść.

Po co mówić?

Mówić po to by zeszło ciśnienie. Naprawdę, można narobić sobie masę kłopotów życiowych, zdrowotnych i duchowych połykając wszystkie wyrzuty sumienia. Nawet jeżeli w kółko wszystkich lub niektórych obwiniasz za swoją niedolę, to tak naprawdę ukrywasz wyrzuty sumienia.

Więc aby iść do przodu potrzebujesz wywalić kamienie z plecaka i włożyć tam mapy i prowiant. Kamienie to wyrzuty sumienia, mapy to doświadczenie a prowiant to ulga jaką czujesz po wyznaniu.

Dlaczego Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi?

Ano dlatego że będzie to pełne. Sam jednak uważam że szczere powiedzenie drugiemu człowiekowi to strzał w dziesiątkę. Dlatego że kiedy mówisz na głos to słyszysz siebie. Kiedy realnie słyszysz to co mówisz masz z tym kontakt.

Przed samym sobą można zracjonalizować i wytłumaczyć każdy syf, byle by nie przyjąć odpowiedzialności za własne błędy i przekonania.

Z kolei rozmawiając z Bogiem czy jak niektórzy mówią sercem możesz również zapędzić się w kozi róg. Ja na przykład słucham swojego serducha czyli jak uważam tego co chce mi powiedzieć Bóg. Rzecz w tym że lubię zawsze doradzić się innych. Nie dlatego że nie wierzę Bogu, dlatego że nie koniecznie Bóg do mnie mówi.
Może to być również nieuświadomiony lęk przed odpowiedzialnością, lęk który ubieram w piękne słowa głosu serca itd. Jak mówił Jezus "Po owocach ich poznacie" Więc jeżeli słucham głosu serca a od lat tkwię w syfie to raczej Bóg do mnie nie mówi...

Właśnie dlatego Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi. Teraz mogę dziwnie zabrzmieć ale na myśl przychodzi mi spowiedź. Oczywiście może to być przyjaciel lub ktoś obcy, może to być sponsor z AA lub ktoś inny z większym doświadczeniem. Jednak taka spowiedź to jakby trzy pieczenie na jednym ogniu. I tak, są sytuacje i historie które wymagają delikatności i bezwzględnego zaufania dla rozmówcy. Konfesjonał nie zawsze to da, wiem że są księża którzy potrafią obrzydzić kościół na kilka lat. Jednak nie o tym.

Opowiem o sobie, u mnie rzecz jasna najpierw był terapeuta i potem grupa wsparcia, kilku kolegów z AA i na końcu ksiądz. Oczywiście nie wszyscy wiedzą o mnie wszystko ale to moich dwóch w miarę stałych spowiedników wie najwięcej a właściwie wszystko co pamiętam.

Spowiedź od wieków była formą terapii czy nawet dzisiejszego modnego treningu osobistego. Oczywiście jak to w życiu, są ludzie z powołania i nie, jednak kiedy znajdziesz sobie stałego spowiednika to warto taką spowiedź w formie rozmowy odbyć. Dużą z całego życia, solidnie przygotowaną w kroku czwartym.

Gwarantuje Ci że poczujesz się jak nowo narodzony, oczywiście jakość Twojego uczucia będzie wprost proporcjonalna do podejścia i za angażowania się. Jak z seksem, szybki numerek jest fany ale to jak kilka dni wymieniacie spojrzenia i powoli się nakręcacie powoduje kręcenie głowy po ;-)
No nieźle porównałem co? Spowiedź do seksu, ale taka analogia mi się nasunęła.

Do spowiedzi staram się chodzić regularnie, co kilka tygodni (ostatnio pracuję za granica i trochę się  to przeciąga) Taka spowiedź ma jeszcze jedną fajną rzecz. Nie zawsze trafię na swojego spowiednika, bywa że jest tam ksiądz który średnio mi leży, uważam jednak że Bóg podsuwa mi takiego księdza który jest mi najbardziej w danym momencie potrzebny. Czasami potrzebuję poklepania po ramieniu a czasami zimny prysznic jest zbawienny.

Po za tym mam tendencję do usprawiedliwiania się, tak między zdaniami. Wszystko by subtelnie przenieść odpowiedzialność . Kiedy kolejka za plecami to się nie rozgaduję a czarno na białym walę wykroczenia i biorę na klatę to co trzeba.

Oczywiście nie zapominajmy że to Bóg nas słucha, że to On wybacza i zapomina każdy syf, ale nie oszukujmy się, wiemy że w kiosku siedzi człowiek z krwi i kości, mówimy do niego i słyszymy siebie. Więc dlaczego by nie wykorzystać konfesjonału do regularnego praktykowania kroku piątego?

O czym mówić? Są dwie szkoły, pierwsza to taka na "odpierdol"
 się, czyli standardowe wałki przeplecione kilkoma dramatycznymi historyjkami. Tak by być poprawnym politycznie ale nic więcej.

Druga szkoła to "coś chcę w swoim życiu zmienić"

Skupiaj się na tym co najbardziej zalega, co leży i gniecie. Co skubie i przypomina się co jakiś czas. Nie oszukujmy się ale każdy z nas ma coś w tym temacie do powiedzenia i nawet jak się cały czas rozwijasz i naprawiasz to zawsze są jakieś chwasty do wypielenia.

Może to być to co najczęściej oceniasz u innych. Ogólnie kiedy robisz rachunek w kroku czwartym to wyłapujesz co potrzebujesz wyrzucić. Jednak spróbuj jeszcze skupić się na cechach które dostrzegasz u innych. Zwłaszcza na negatywach, jak większość katolików mam dar do wyszukiwania wad u innych. Może warto się zastanowić czy to nie moje? ;-)

Po za oczywistymi przykładami lepszego jutra zbudowanego na wczoraj a więc kroku czwartym i piątym, odchodzi uczucie osamotnienia. A więc brak przynależności do czegokolwiek, uczucie że mogę liczyć wyłącznie na siebie i co najgorsze poczucie  totalnej przegranej.
Cichy doradca mówiący jaki jesteś przegrany i skończony...  A tu nagle się okazuje że nie jest tak źle, że są inni równie pokręceni ;-) Sam takich znalazłem :-)

W krew wchodzi pokora, chęć nauki i rozwoju. Rzecz istotna w każdym aspekcie swojego życia. Człowiek który jest w stanie dostrzec swoje błędy, powiedzieć o nich, przyjąć radę i wprowadzić ją w życie jest skazany na sukces! Od trzeźwienia przez życie rodzinne i intymne na karierze zawodowej skończywszy.

P.S. Jest to jeden z momentów w którym bliskość Boga jest większa niż kiedykolwiek indziej!

Miłego, Sylwek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz