niedziela, 1 grudnia 2013

Moja książka fragmeny: "Jak zrobiłem z piekła raj" część I



Witam, oto fragment książki którą napisałem w tym roku. Chcę podkreślić tylko że poniższy tekst jest wersją w pełni autorską tj. bez korekty i redakcji. Fizyczna, papierowa wersja która powinna pojawić się wiosną 2014r. może odrobinkę różnić się od tego co tu jest.
                                            
                                                               "Jak zrobiłem z piekła raj"

-WSTĘP-

Zasłyszane: "Jakiś czas temu krążył po górach człowiek, który po dość długiej wędrówce postanowił wrócić do domu. Było już dość późno, zrobiło się ciemno a góry zatonęły we mgle. Podróżnik bardzo ostrożnie z chodził, pokonując różne półki skalne. W pewnym momencie widoczność spadła do zera, on z ostatnią liną zaczął opuszczać się z kolejnego występu skalnego. Lina okazała się zbyt krótka, zawisł na jej końcu bez gruntu pod stopami których prawie już nie dostrzegał przez mgłę. Nie wiedział co ma zrobić, w górach nie było gdzie się ukryć a powrót do domu zakończył się wraz z liną. Poprosił Boga o pomoc - Boże pomóż, co mam zrobić?
Bóg odpowiedział - odetnij linę!
Mężczyzna nie posłuchał w obawie co się z nim stanie. Rano kiedy słońce wzeszło a mgła opadła, znaleziono wędrowca martwego, pół metra nad ziemią niedaleko domu."

Książka ta, to historia wędrówki po górach, która w pewnym momencie również zatrzymała się na końcu liny. Potoczyła się ona jednak dalej, z pewną ufnością odciąłem linę na której wisiałem nie mając pojęcia co nastąpi. Trudność z jaką to nastąpiło była ogromna, każde uzależnienie, bez względu na substancję lub czynnik, zawsze zatrzymuje się w podobny sposób. Upadłem, przeżyłem , poznałem nowe szlaki i wchodzę na kolejne. Udało mi się wyjść z wewnętrznego piekła i po przebudzeniu odnaleźć mapę do raju.
Postanowiłem podzielić się tą mapą. Tą którą mam już teraz, kolejne odkrywam każdego dnia.

Sugestie zawarte w tej lekturze, zwłaszcza w ostatnim dziale kieruję do wszystkich ludzi. Uzależnieni bowiem nie mają monopolu na przechlapane życie.
Jeden szczęśliwy człowiek, to wielu wesołych ludzi. Jest to reakcja łańcuchowa.
Stoję na środku stawu rzucając do niego kamienie. Fale rozchodzą się w okół, odbijają się od brzegu i wracają do mnie.  Jeżeli jestem szczęśliwy, ludzie wokół podzielają moje samopoczucie i tak dalej, tworzę swój własny raj. Jeżeli "zatruwam" otoczenie, to inni zaczynają atakować mnie i pozostałych wokół, tworzę w ten sposób piekło. Zawsze wszystko zaczyna się od środka, od świata wewnętrznego który jest równie wielki co ten zewnętrzny.
CO DAJĘ, TO OTRZYMUJĘ! Taka już jest zasada.
Więc oto opowieść na bazie doświadczeń i przemyśleń "Jak z piekła zrobiłem raj”.                 

                                                                           "Piekło"

                                                                        -WYBÓR-
Wychowałem się w "normalnej" (cokolwiek to znaczy) rodzinie. Brat i siostra są dużo starsi, tata był zawodowym kierowcą, mało kiedy był w domu, matka zajmowała się opieką nad dziećmi. Specjalnie nie miałem autorytetu jako dziecko, a także później, jako dorastający człowiek. Nie rozumiałem bardzo wielu rzeczy, w tym pojęcia miłości, miłością darzy się wyłącznie partnerkę. Miłość = pożądanie, miłość to seks ... kochać siebie? no cóż pewnie się domyślacie co miałem na myśli ... ;)  tak to wtedy rozumiałem.
Wymyśliłem sobie że muszę być twardy, oczywiście na początku w ogóle mi to nie wychodziło, przez co nikt mnie zbytnio nie szanował, nie miałem własnego zdania więc było to dość zrozumiałe.
Różne prowokacje były chlebem powszednim. Pamiętam jak po osiemnastych urodzinach pokłóciłem się, delikatnie mówiąc, z mamą o palenie papierosów w domu. Bo po co mam się ukrywać skoro i tak będę palił!!! Wiecie jak ona się musiała czuć? Nieprzespane noce przy mnie spędzała w szpitalu, urodziłem się z wadą serca…
Napakować się, kupić czarną furę umc, umc, umc, gra muza. Dałbym wtedy się pociąć za to. To była moja "prawda"!
Wagary w szkole. Kto nie wagarował, ale po dwa tygodnie z rzędu to lekka przesada. Policja też mnie znała, chociaż nie powinna. Sygnały ze środka i z otocznia były coraz silniejsze, ale zagłuszałem je głośniejszą muzyką i gadaniną o niczym.
Były przebłyski, gdzie wraz z kolegami spędzaliśmy weekend spokojnie, film w domu, czy ognisko nad jeziorem.
Praca.. Praca jest dla motłochu i ciemnoty. Od pracy ma się garb i kredyty. Podczas niedużych kombinacji pojawiały się dorywcze fuchy. Czy się stoi, czy się leży - stówka się należy. Oto było motto młodego człowieka... Moje przewodnie hasło.
W weekendy zaczęliśmy z kolegą bawić się w DJ’i, właśnie wtedy alkohol zaczął się pojawiać w dużych ilościach.
Dość szybko okazało się, że to mój konik… PADŁ WYBÓR.

                                                    -PANACEUM NA WSZYSTKO-

Czułem, że robię źle, ale kto słuchał siebie, trzeba grać dalej, bardzo trudną rolę, różnica między tym kogo próbowałem udawać a tym co o sobie myślałem była ogromna, alkohol pomagał mi z tym żyć.
Alkohol przynosił ulgę. Ulgę od rozdarcia między sercem, ciałem a umysłem. Między skorupą a galaretą w środku.
Alkohol był wspaniałym guzikiem off na wszystkie dolegliwości, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Do tego było czym imponować przed kumplami, więc jest bonus. Życie wydawało się łatwiejsze, dziewczyny ładniejsze. Żyć nie umierać.
A ja, dusza towarzystwa, zacząłem być naprawdę lubiany. Otoczenie cieszyło się na mój widok, jak byłem, to zawsze zapowiadała się zabawa i kupa śmiechu. Oczywiście jak małpka robiłem dowcipy, nie rzadko robiąc z siebie durnia. Ale to nie było ważne, liczył się "sukces" jednostki jaką byłem.
No ale zabawa trwa, muzyka gra, nowe pojęcia i doświadczenia pojawiły się wraz z alkoholem, okres największego buntu przemijał.
Zaczęły się pojawiać dziewczyny, a wraz z nimi ogromne fale emocji. Mężczyzna "musi" mieć kobietę. Żałosne, ale wtedy w to wierzyłem. Byłem bardzo kochliwy, szukałem aprobaty, chciałem się też dowartościować.
Jako, że wtedy poczucie własnej wartości było dla mnie jakimś biadoleniem nadętego poety, to porażka na tym polu była kwestią czasu. Ale cóż, mam guzik OFF. Jakie to "wspaniałe", można "zaimponować" koleżankom wypiciem kilku piw z rzędu, a następnie, tym samym, wyleczyć rany po odrzuceniu.
Alkohol służył mi wtedy jako waluta. Ile można było załatwić za flaszkę! Pomoc majstra czy kolegi, prezent za przychylność jakiejś wpływowej osoby, upominek na urodziny, czy inne okoliczności. Idealny na wszystko! Nie trzeba się zastanawiać co kupić, żeby trafić, a do tego sam skorzystam.
Wygrałem na loterii ! Oto pojawiło się PANACEUM.

Kolejny fragment "Daj czas, czasowi" będzie z drugiego działu, umownego zmartwychwstania, przebudzenia.
Zapraszam :) Czytaj drugi fragment 

                    Aquarius 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz