piątek, 5 grudnia 2014

Jak to powstało? Czyli życie "pisarza" od kuchni.




W najbliższym czasie mija rok od założenia bloga. W momencie kiedy to czytasz siedzę na kontrakcie za granicą kraju, ojjj tak życie potrafi zaskoczyć :) (być może nie odpisze od razu na komentarze) Tak więc mija rok odkąd zacząłem pisać tego bloga. Przy tej rocznicowej okazji chciałbym podzielić się z wami kilkoma wnioskami i rzecz jasna skąd w ogóle się wziął pomysł na pisanie. Tak więc po kolei.


 W 2009 roku a dokładniej w maju, a dokładniej 4-tego (tak, to dziwne, ale czwórka towarzyszy mi przez życie jako wyjątkowa cyfra :) Tak więc 4-tego maja nastąpiło zatrzymanie mojego obłędu picia. Jakieś trzy miesiące później dotarło do mnie że od lat nie umiałem kontrolować spożycia trunku, w sumie to ja niczego nie umiałem kontrolować... :-/  Idąc dalej zrozumiałem że byłem tak bardzo rozpieprzony emocjonalnie że gdybym nie pił to bym zwariował albo zrobił coś czego bym dłuuugo żałował... Tak więc nie skarżąc się na to co było (chociaż nie przyszło mi to łatwo, wiadomo że szukałem winnych) postanowiłem pójść na przód.

Terapia zleciała, po jej ukończeniu postanowiliśmy z kolegą otworzyć grupę AA w "naszej" miejscowości. Co za szczytny cel, może się wydawać. No cóż, tak naprawdę to baliśmy się o swoje tyłki. Na terapię dojeżdżaliśmy, a po jej zakończeniu, mogła by nastąpić recydywa. Mając grupę pod nosem, nie będzie tłumaczenia że mi się nie chce, że autobus nie pasuje że coś tam, coś tam.

Tak więc po założeniu grupy przez jakiś rok, siedzieliśmy z kolegą we dwóch... No cóż, możecie sobie wyobrazić jak to wyglądało, dwóch facetów przy świecy w piątkowy wieczór... Nawet jak się ktoś pojawił to tak szybko nie wrócił ;) Tak czy siak, dzisiaj po kilku latach i kilku kolejnych prowadzących, grupa urosła i ma się dobrze :)

Wracając, gdzieś po dwóch latach abstynencji trafiłem na książkę "Cztery umowy" Don Miguel Ruiz (kilk) Ogólnie bardzo lubiłem trzeźwieć (dla mnie trzeźwienie to szeroko rozumiany rozwój osobisty i duchowy) ale po tej książce połknąłem bakcyla. Od tamtej pory wiedziałem że nie ma dla mnie innej drogi jak dalszy rozwój. Z różnym skutkiem ale krok po kroku czytałem coraz więcej. Tu już jest coś dziwnego bo w szkole nienawidziłem lektur. Jechałem wyłącznie na streszczeniach. W ogóle nie lubiłem czytać i pisać! Gdyby wtedy ktoś mi powiedział że będę pisał to bym powiedział mu żeby zmienił lekarza. Że będę malował to owszem, kiedyś malowałem trochę, nawet trochę tych obrazów sprzedałem ale pisał?!?!?! Nie ma mowy. Nigdy nie mów nigdy, mądrość ludowa :-)

W 2012 roku kiedy to pod koniec (właściwie już od połowy) przeżywałem okropnego doła pojawiła się intencja by napisać książkę. Skąd w ogóle ten pomysł? No cóż życie trochę mnie doświadczyło, ( jak każdego z nas i uważam że każdy z nas jest świetnym materiałem na książkę) Po tych doświadczeniach wiedziałem też że umiem o nich w miarę dobrze mówić. Powiało próżnością co? A kto z nas nie ma ochoty od czasu do czasu na próżność ;).

Postanowiłem napisać książkę. Ta myśl, to uczucie, nie opuszczały mnie na moment. W końcu wiosną 2013, ułożyłem sobie szkielet, powiedziałem że książka nie będzie długa i ... i nic. W czerwcu 2013 żona trafiła do szpitala na tydzień i wtedy zacząłem pisanie. Nie dlatego że nagle wzięło mnie na przemyślenia w trudnej chwili, a dlatego że miałem więcej czasu! BUM, poszło. Siadam do komputera zaczynam pisać i nagle się okazuje że to jakby samo ze mnie leci! Coś nie samowitego! Piszę i dobrze się przy tym czuje, dobrze się czuję w trakcie i też po a nawet przed (yyy mówię cały czas o pisaniu ;)

 Minął miesiąc, w kolejne dwa nie napisałem nic, bo pracowałem od świtu do zmierzchu. We wrześniu wróciłem do pisania. Między czasie zacząłem czytać teksty z cyklu "Jak wydać książkę" , "Jak promować książkę" No tak, bo napisać to jedno, a wydać to już zupełnie coś innego. Koniec końców postanowiłem wydać knige za własne pieniądze. Dlaczego? Tu można by napisać oddzielny artykuł, ja postanowię się streścić. W księgarni panują te same prawa handlu gdzie wszędzie.

Kupujący Kowalski, zawsze, albo prawie zawsze chętniej kupi produkt firmy którą zna niż firmy która dopiero wchodzi na rynek. Znana firma może wystawić na rynek cokolwiek a i tak coś sprzeda. Nieznana firma ma dużo, dużo trudniej. Autor to firma. O tym prawie wiedzą ludzie odpowiedzialni za zamawianie książek i wydawcy. Dlatego młodzi pisarze mają dość trudny próg do przeskoczenia gdyby chcieli wydać pierwszą książkę w klasyczny sposób. Większość wydawców nawet nie odpisze że nie chcą wydać Twoich wypocin.

Po tym zachęcającym spostrzeżeniu postanowiłem zapłacić za książkę. Koszt wydania różny, ale liczący się już w kilku miesięcznych pensjach. Na łeb upadłem żeby tyle dać za jakąś fanaberię! Cóż mogłem za to kupić dobry Tv i na kino domowe by zostało, ale mogłem też zostawić ślad po sobie. Po za tym w życiu człowieka pojawia od czasu do czasu głos który mówi Ci co masz zrobić. Ja postanowiłem pójść za nim.

Na książkę uzbierałem pracując w wolnym czasie, urlopie i weekendach na budowie. Po uzbieraniu kwoty zaczęła się przygoda z wydawcą o której nie będę teraz pisał. Przygoda którą bardzo dobrze wspominam :)
Jesienią 2013 książka trafiła do obróbki. W tym czasie czytałem dalej, "Jak promować książkę" Bo wiecie, napisać, wydać to jedno ale promować to zupełnie coś innego! :) Wydając za własną kasę należy się liczyć ze słabszą reklamą i dostępnością książki. Dlaczego? Ano dlatego że klasyczny wydawca płaci za ucieleśnienie waszych dokonań z klawiaturą ale zarobi dopiero jak sprzeda, więc się bardziej stara.

W moim wypadku wydawca zarobił w momencie wydruku więc czy się sprzeda czy nie to tylko mi różnicę zrobi. Żeby było jasne nikogo nie winię, tak po prostu działa rynek. Tak więc doczytałem gdzieś na mądrym blogu że najlepszą formą promocji dla pisarza jest... pisanie! Pisanie bloga, pomyślałem... w sumie czemu nie. Lubię pisać, jakoś mi to wychodzi, wypromuję albo nie pozwolę umrzeć w pierwszym roku książce no i może ktoś poczuje się lepiej od tego co tu przeczyta. Czemu nie!

Jak widzicie pomysł na bloga nie powstał z wielkiej idei ratowania świata :-)
Mam dużo frajdy z pisania a jak ktoś ma jeszcze dużo frajdy z czytania tego to super :)
Pomysł na nazwę to też wynik długich godzin spędzonych na czytaniu "Jaka nazwa/ jakie logo"
Skąd się wziął Aquarius? Początkowo miąłem wydać nie anonimowo ale na drugi dzień po założeniu strony "Bez Zniewolenia" zostałem postraszony prawnikami, och jak miło że wszyscy się cieszą razem ze mną ;) Aquarius to nic więcej jak mój znak zodiaku, powiedziałem sobie że trzecią książkę wydam już jako dowód osobisty.

W kwietniu 2014 książka pojawiła się na rynku. Pewnie zastanawiacie się ile można na tym zarobić? Z bloga nie mam kompletnie nic (po za frajdą) a z książki... jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie zanim zwrócą mi się koszta. Ale to nic, bo mimo tego że nie wiem jakie będą skutki moich działań pisać będę :) Pod koniec zeszłego roku pojawił się pomysł na napisanie drugiej książki/programu. W czerwcu 2014 wysłałem ją do kilku klasycznych już wydawnictw.

Dlaczego teraz do klasycznych? Niczego nie żałuję! Po prostu miałem się już czym pochwalić wysyłając materiały drugiej książki. Blog i jedna kniga na rynku to już jakieś portfolio, już nie jestem nowicjuszem :) W sierpniu 2014 dostałem odpowiedź z chęcią współpracy. Ucieszyłem się jak mały Kazio :-D Książka pojawi się na wiosnę 2015 :) Dobra, dobra a skąd wziąć czas na pisanie? Jak skąd, kupić w sklepie internetowym!... Słuchajcie moi drodzy. Czasy wszyscy mamy tyle samo! Równo po 24h/dobę na łeb! Nikt nie ma więcej ani mniej czasu!

Wiecie wszechświat posługuje się prawem przyczyny i skutku. Zawsze jest coś za coś, ja pisałem i piszę w wolnym czasie. Teraz na przykład jest niedziela godzina 7:17, wstałem o 5:00.

Drugą książkę napisałem niemal wyłącznie przed pracą wstając dwie godziny szybciej niż bym normalnie wstał. Rano dlatego że lepiej mi się myśli, nie jestem zmęczony i reszta rodziny śpi a im też trzeba coś od siebie dać. Tak więc widzicie że nie ma cudów. Wszystko ma przyczynę i skutek i to my wybieramy to co robimy z naszym czasem i pieniędzmi.

Wiem że czasami jest bardzo ciężką, 6 lat temu niemal nie zachlałem się na śmierć, pięć lat temu nie mieliśmy z żoną grosza przy duszy, dopiero w tym roku byliśmy na kilkudniowych wakacjach. - Wiem że można żyć inaczej (kilk) - Ale wiecie co? Nie ważne że czasami jest bardzo ciężko, że czasami mam dość. Nie ważne że czasami mam wrażenie że idę zbyt powoli, że cel wydaje się być odległy w nieskończoności. Jeżeli się chce, jeżeli pomysł znajdzie odbicie w sercu, jeżeli uznam że poświęcę dzisiejszą wygodę dla lepszego jutra, musi się udać.

Jeżeli obejrzę się za siebie i widzę że jestem dalej niż wczoraj to nieważne jak odległa wydaje się być meta, wiem że do niej dojdę, przecież mam na to dowód za plecami. Słuchajcie nawet małą łyżeczką napełnicie wannę! A jeżeli nie? Kilka lat temu, zastanawiałem się jak by wyglądał ostatni dzień mojego życia, o czym bym myślał, czego bym żałował a z czego byłbym dumny. Wyszło mi że żałowałbym tylko tego czego nie zrobiłem.

Ja naprawdę nie chcę powiedzieć że bałem się sięgnąć po swoje marzenia, nie chcę powiedzieć że bałem się żyć! Na koniec wszyscy bez wyjątku dostaniemy łopatą przez dupę! Tak więc jeżeli nie osiągnę wszystkich swoich marzeń to będę wiedział że żyłem pełną piersią, bo tak naprawdę tylko to się liczy!

Aquarius.

7 komentarzy:

  1. Niech się spełnia wszystko i trzymaj twardo obrany kierunek ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo :-) Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  3. lol no i tu doczytalam sie skad twoj pseudonim a co do reszty ;-) nie bede sie powtarzac!!!rob co robisz!!!odwalasz super robote :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, póki co to determinacji mi nie brakuje :)

      Usuń
  4. odkryłam cię dzisiaj, a długo szukałam :) dziękuje że jesteś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i bardzo się cieszę :-) to jest dla mnie prawdziwe paliwo ;-) pozdrawiam. SB

      Usuń
  5. Bardzo fajnie to opisane ;), korzystasz z jakichś outdoorowych form promocji - naklejki, koszulki, gadżety?

    OdpowiedzUsuń